Archiwum listopad 2002


lis 20 2002 Notka 27
Komentarze: 4

Czastykl nie umarł, lecz nawet gdyby to zrobił, nie zrobił by tego taktownie. Nawet jego śmierć byłaby skrajnie egocentryczna. Wczoraj chwalił się wszystkim, że jest okazem zdrowia, że czuje się jak nowo narodzony. A dziś? Wczoraj! Wczoraj! Co z tego, że mówiłem? Wczoraj to nawet dziś było jutrem! Wczesnym przedpołudniem, zaraz po drugim daniu, po porannych gonitwach za cudzymi sprawami, mijjając kuchenny stół poczuł w splocie słonecznym ból, jakby zgagę. Uczucie nasilało się, nawet przyłożenie dłoni w okolicach mostka nie pomogło. Zdążył jeszcze zrobić dwa kroki w stronę okna i zerknąć na dawno nieczynną piekarnię nim szara nieprzejrzystość ogarnęła zbolałą głowę. Potem juz wszystko na raz: cios w potylicę, zaciśnięcie palców na umywalce, półprzytomne przysiądnięcie na taborecie. Finał na samym ostrzu granicy między jawą a przepaścią: pozornie tylko kilka lekkich drgnień lecz w środku wszystko poruszało się ruchem harmonicznym, wszystko odkleiło się od skóry i szalało. Nagle puściło. Jednak jeszcze przez godzinę czuł się jakby dostał w ryja, jakby kogoś świadomie i z premedytacją skrzywdził.

 

czastykl : :
lis 18 2002 Notka 26
Komentarze: 15

Kiedy pewien doktorant dziennikarstwa wpadł na pomysł by zarabiać na życie szantażując znane osobistości zdaniem: albo dajesz kasę, albo zapisujemy Cię do Samoobrony, siedziałem naprzeciw niego, pijąc mrożoną kawę. Napój jak napój, mógłbym pić nawet płyn do mycia podłóg. Nic nie czułem, byłem przeziębiony, organizm dochodził do siebie po dwudniowym piciu. Ale to oczywiste: im więcej nałogów, tym więcej powodów do życia. Obok doktoranta siedział magistrant elektroniki, słyszałem, że do mnie rozmawiają, nie mogłem przebić się przez warstwę wrogiego powietrza i zrozumieć przyjaciół. Przez to, że zdałem sobie nagle sprawę z może i prasowego faktu.

 

Zupełnie nie pamiętam mojej reakcji ni momentu, kiedy wreszcie powiedziała mi, że jest z nim w ciąży. Bo, o czym mogłem myśleć? Z późniejszej chwili umierania na zawsze utkwiło mi w pamięci futro, którym się otuliła, jej zaróżowione, bielące się od każdego dotyku, palce. Było zimno, wiatr wdzierał się w przełyk, nadając papierosowemu dymowi niepowtarzalny smak zimy w mieście. Staliśmy tak, przerzucając się krótkimi szeregami gestów i dźwięków, pety wzbierały dookoła moich stóp. Miałem nadzieję, że już następna fala mnie porwie. Złudzenie. Musiałem zebrać całą siłę woli, pożegnać się i odejść. Odszedłem i nie dzwoniłem do niej więcej, jej osobowość utkwiła we mnie głębiej niż sam bym chciał. Nie mówię, że to nie było przyjemne.

 

czastykl : :
lis 13 2002 Notka 25
Komentarze: 7

Staram się uczciwie odpowiedzieć na pytanie: Kto (oprócz mnie) jest jeszcze człowiekiem? – lecz przecież - zawsze przed wierszem stoi nieutulone, rozrośnięte ego. Ostatecznie, kotku, Ty jesteś poezją. Chcę, byś mnie dotknęła, suko. Nawet polizała. To fakt obiektywny albo prasowy, łotewer.  Bo sam kłamałem ze strachu przed bólem; i będę kłamał, bo tak jest wygodniej, bezpieczniej. (Dla wszystkich.) Przecież strach jest łatwiejszy od bólu. To proste: ja nie umiem mówić, Ty- płakać. Jestem żałosny, ty- śmieszna. Nie dajmy sobie drobin szansy na złudzenia. Ale przecież posługujemy się sobą by nie myśleć o?

 

czastykl : :
lis 12 2002 Notka 23,5
Komentarze: 3

W listopadzie: zmęczony, zniesmaczony wódką. Podchodzę do okna, nawet nie zwątpienie, piąte piętro, nawet nie ---. Precyzyjnie wyobrażam sobie koniec. Pomaga, nie zgadzam się na siebie, ale jeszcze łudzę. To czas odpowiedzi, pytania już padły. Nareszcie: powietrze lżejsze, kiedy w otwartym oknie głęboko oddycham, ból jest mniejszy. Na reszcie mi nie zależy. Pamiętam, że muszę być silny, najmocniejszych zabijają na końcu.

 

czastykl : :
lis 06 2002 Notka 23
Komentarze: 18

Potem, wracając do organizmu, wspólnoty, w dzieło sztuki wdepnąłem. Może w instalację? Okaże się jutro czy to był performance: czy film puszczą w ukrytej kamerze, czy w galerii sztuki. I potem, długo wycierałem buta. W trawę, w wycieraczkę sąsiadów. No, i teraz jestem w środku organizmu, organizacji, rodziny naszej. Tak zegarmistrzowsko zorganizowanej, że nie ma potrzeby ze sobą rozmawiać.

 

czastykl : :