lis 12 2002

Notka 23,5


Komentarze: 3

W listopadzie: zmęczony, zniesmaczony wódką. Podchodzę do okna, nawet nie zwątpienie, piąte piętro, nawet nie ---. Precyzyjnie wyobrażam sobie koniec. Pomaga, nie zgadzam się na siebie, ale jeszcze łudzę. To czas odpowiedzi, pytania już padły. Nareszcie: powietrze lżejsze, kiedy w otwartym oknie głęboko oddycham, ból jest mniejszy. Na reszcie mi nie zależy. Pamiętam, że muszę być silny, najmocniejszych zabijają na końcu.

 

czastykl : :
2lr
19 listopada 2002, 08:20
Nie dlatego, iżbym nie potrafiła podać rozwiązania:) zwyczajnie istnienie samego problemu umknęło mojej; czujnej zazwyczaj, uwadze.
czast
13 listopada 2002, 22:57
obawiam się, że podane przez Ciebie nie jest rozstrzygnięciem lecz tautologią a co za tym idzie nie rozwiązuje problemu.
2leweręce(i brakująca połowa
13 listopada 2002, 08:22
A to oznacza, że najsilniejsi żyją najdłużej. Życie - to coś na czym mi zależy. Wydech, wraz z nim ulatnia się ból,zamykam okno.Pytania okazują się być retorycznymi. Nie mam juz złudzeń ale to nie pomaga mi pogodzić się z samym sobą.Jakie były moje początki? Czy wtedy jeszcze miałem nadzieję? Pode mną pięć pięter, zamknięte okno na wysokości oczu, alkohol krążący w żyłach. Listopad.

Dodaj komentarz