paź 08 2002

Notka 8


Komentarze: 2

Dzisiaj miałem całkiem nie swój sen. Przez jedną fazę spania, poprzedzoną wypiciem jakiegoś półlitra mleka, strasznie się dziwiłem. W każdym razie to nie był mój sen, nie przystawał do moich doświadczeń.

 

Najlepszą w życiu kanapką z serem żółtym jadłem w październiku 199* roku. Na wpół czerstwej kajzerce, posmarowanej majonezem rzadkiej konsystencji spoczywało parę pasków startego na dużych oczkach tarki podłego sera i dwa plasterki ogórka konserwowanego. Nie wiem gdzie leżała tajemnica tej kanapki: następne, kupowane w tym samym barku, były jedynie wspomnieniem tamtej kulinarnej przyjemności.

 

Nie tylko ja poddałem się urokowi takiego drugiego śniadania. Pamiętam jak w pięciu czy sześciu zbiegaliśmy z drugiego piętra do piwnicy, z sali od polskiego do barku, tupot nóg o drewniane schody musiał być słyszalny w pokoju dyrektorki. Dopadłszy bufetu, każdy zamawiał jedną lub dwie kanapki z serem, choć były jeszcze z wędliną –nigdy ich nie próbowaliśmy. Dużo później, pragnąłem samemu robić takie kanapki, jednak to wymagało dużo większego niż mój kulinarnego kunsztu. Nigdy już nie czułem tego smaku. Nie wiem gdzie utkwił sekret sprawiający, że myślę o kanapce w roku 200*.

 

czastykl : :
Piekielnie_głodna
14 października 2002, 19:44
Proust miał magdalenkę, czast kajzerkę z serem, a ja idę po ambrozję w filiżance :)
edzia
08 października 2002, 12:01
uwielbiam kanapki z serem-z zoltym dziurkowanym serem:)mmm

Dodaj komentarz