Komentarze: 3
W listopadzie: zmęczony, zniesmaczony wódką. Podchodzę do okna, nawet nie zwątpienie, piąte piętro, nawet nie ---. Precyzyjnie wyobrażam sobie koniec. Pomaga, nie zgadzam się na siebie, ale jeszcze łudzę. To czas odpowiedzi, pytania już padły. Nareszcie: powietrze lżejsze, kiedy w otwartym oknie głęboko oddycham, ból jest mniejszy. Na reszcie mi nie zależy. Pamiętam, że muszę być silny, najmocniejszych zabijają na końcu.