Komentarze: 1
Odkąd sięgał pamięcią, regularnie chorował na ostre zapalenie migdałków. Również ta jesień nie pozbawiła go owej rozrywki. Lekarka pierwszego kontaktu nawet nie spojrzała mu w gardło, na zapewnienie, że ma anginę wypisała mu antybiotyk i radziła nie pić więcej zimnych, naturalnie gazowanych napojów na świeżym powietrzu. Czastyklowi jednak nawet ta pokusa w najbliższym czasie miała nie być dostępna: leżał przez tydzień w koju, zbijał temperaturę sokiem, który, gdy młodzieniec odzyskał władze smakowe, okazał się nie malinowym lecz truskawkowym.
Jego walkę z chorobą zakłóciły pewne drobne wydarzenia, o których donoszę:
Janis z bramek pisała esemesy. Przez trzy dni słała właściwie to samo zdanie, cytuję: Ja te smysy z bramek słałam, bo myślałam, że mi wolno ;(. (Janis, łobuziaku, oczywiście, że Tobie wolno! To nawet mile widziane jest...- szeptał czule w stronę koma.)
Drugim ważnym elementem tygodnia było przygotowywanie się do poprawki z gramatyki historycznej. Dziś już ten egzamin, zdany w piątym terminie (na trzy z minusem) nie zaprzątał czastyklowi głowy. Myślał raczej, co by tu napisać o innych obywatelkach książki. Eee.. nie będę nic pisał... to w końcu mój blog, co mi będą te baby dyktować! Albo jest się niezależnym twórcą, albo nie...
Wielkimi krokami nadchodził październik, podanie o przedłużenie sesji przygotowywało się do spędzenia paru lat na półkach uniwersyteckiego sekretariatu.