Komentarze: 12
To miejsce jest moją kaplicą. Dałoby się tu oddychać jedynie przykładając policzek do chłodnej, marmurowej posadzki. Pomieszczenie w rzucie tworzy rysunek idioty, którego, o czym pamiętam z Bergsona, estetyką jest symetria. Zamiast prezbiterium, w samym końcu wnętrza stoją dwa automaty do kawy i jeden do coli. W rogach sztuczne, co nie przeszkadza mi widzieć je zwiędłymi, drzewka. Po bokach czarne ławki przypominające katafalki. Między nimi małe boczne ołtarze, które nigdy, zgaduję, nie były używane do czarnych mszy, choć spełniały by tę funkcję z dostatecznym hołdem dla architektury użytkowej. Byłem tam przedwczoraj dwa razy, jak zawsze na kawę i papierosa, głupotą jest palić, gdy wszyscy wokół odganiają małymi gromnicami złe duchy druku. Czytałem gdzieś, że to jedna z najlepiej wentylowanych palarni w stolicy.