Komentarze: 5
(…) Nieśmiało, jakby zdumienie i zmienność dnia mogły odebrać mu jego prawa, jakby prawa rządzące światem mogły odejść do historii, jakby historia, którą wciąż przytaczam, mogła kogoś zmienić lub zdumieć - cierpliwie oglądany z brzegu dziki zachód słońca – wieczór szykował się do tryumfu. Było cicho, obraz jeziora zmieniał się z widzialnego w słyszalny, świadomość istnienia rosła, aż stała się czuciem chłodnego i wilgotnego policzka, także wzroku niebezpieczeństwa na potylicy i łopatkach. Owe mazurskie pieszczoty i pocałunki były jedynymi dostępnymi mi, z coraz mniej licznych a bardziej wyrafinowanych przyjemności.
Komary ufnie kończyły polowanie, widnokrąg zmniejszał się jak pewność siebie, linia horyzontu była już w otchłani, przenikał chłód. Na piękno-górskim molo zachodziło ostatnie słońce papierosa. Szybko zaciągnął się nim po raz ostatni, rozdeptał butem, ciskając dłonie w kieszenie polara i kryjąc głowę w ramiona skierował się do pobliskiego domku.
Z niecierpliwością oczekujmy chwili, gdy doń dotrze, gdy światło z okna, bądź uchylonych drzwi, oświetli jego twarz. Jego płci, chociażby po sposobie trzymania papierosa, można się domyślić. Liczmy, że kiedy zaśnie wkradniemy się do jego pokoju i przeglądniemy rzeczy, co nam pozwoli na lepsze poznanie i obiektywizację obrazu.(…)