Komentarze: 2
Wczesnym rankiem drugiej soboty października Piekielna obudziła się zmarznięta, więc, na otaczający ją świat, zła jak osełka. Temperatura pokoju, nie różniąca się wiele o tej na zewnątrz, sięgała, pomimo dawnego minięcia czasów wielkiego spokoju, w którym to spało się przy otwartym oknie, ledwie kilku plusów. Kołdra, powleczona w kupioną na targowisku kopertę z kory, utrzymywała ciepło, nie na tyle niestety, by zechciało się młodej damie, co w wolne dnie miała w zwyczaju, tkwić do południa w łóżku. Podeszła do kaloryfera- parzył zimnem. Ekran monitora pokrył szron. Piekielna, przeklinając w duchu elektrociepłownię, zeszła do samochodu po skrobaczkę do szyb. Musiała odpalić komputer: okazywał się jedynym pewnym źródłem ciepła.
Conne, nadal postrzegała świat sercem, widok więc miała rozległy, boć i serce wielkie, choć z medycznego punktu widzenia nie było powiększone. Nie próbowała niczego brać na rozum, pamiętała, że logika jest owego kastracją. Jak może być inaczej? Świat mu się wymyka, najbardziej zaś wyłącznie ludzki języka. Nie dałoby się powiedzieć o ludziach niczego prawdziwego, gdyby każdy człowiek był od drugiego cakowicie inny. Zgoda: odznaczają się od siebie, ale nie dlatego, że są od siebie różni lecz, że są nieidentyczni. O!
W życiu nic nie jest pewne. Oczywiście (co znaczy, że poprzednie zdanie jest nielogiczne) prócz tego.